Chemik w swoim stylu, czyli w trzech setach
Znakomicie rozpoczął się dla siatkarskiego Chemika bój w trzeciej i ostatniej rundzie tegorocznych play-offów. Zawodniczki z Polic wygrały dziś w trzech setach, a tym samym mocno uchyliły drzwi do upragnionego celu.
Atmosfera na meczu, także dzięki głośno dopingującej grupie kibiców z Wrocławia, sprzyjała wielkiemu widowisku. Ciężar gatunkowy spotkania i spora presja niestety odrobinę wpłynęły na poczynania zawodniczek u progu meczu. Po jednej i drugiej stronie nie brakowało zachowawczości, a i dość proste omyłki się zdarzały. Oczywiście, że błędy się zdarzały bo siatkówka jest grą błędów. Ja się jednak najbardziej cieszę z tego, że wygrałyśmy ten mecz i to 3:0, bo w trzecim secie, przy przewadze gości, mogło być na prawdę różnie - mówiła po ostatnim gwizdku libero miejscowych - Agata Sawicka. Mimo mankamentów w grze od początku spotkanie toczyło się po myśli policzanek.
Niedokładności tyczyły się głównie przyjęcia, poza pierwszą akcją, dzięki której to przyjezdne zdobyły premierowy punkt. Policzanki bardzo szybko wyrównały, a dzięki zagrywkom Katarzyny Mróz, która najbardziej nękała dziś rywalki właśnie w tym elemencie, zrobiło się 5:2. Wrocławianki goniły wynik, ale na pierwszą przerwę schodziły ze stratą dwóch oczek, po udanej kiwce Mai Ognjenovic. Nie ostatniej, bo po kilku chwilach rozgrywająca znów spróbowała takiego chwytu, ale z odmiennym skutkiem. Być może to spowodowało, że w dalszej części meczu nie widzieliśmy już podobnych zagrań w jej wykonaniu. Po mocnych, dynamicznych uderzeniach, jakie kibice uwielbiają najbardziej, autorstwa Any Bjelicy i Anny Werblińskiej było 10:8. W takim właśnie rytmie toczył się niemal cały set. Niemal, bo w jego drugiej części znów przytrafiły się błędy w przyjęciu i złe decyzje w kontratakach. Dzięki temu i dobrej postawie obronnej całej ekipy z Wrocławia, to przyjezdne doprowadziły do niebezpiecznego, jak się wydawało, wyniku 18:20. Mimo, że blok gości funkcjonował też całkiem dobrze, przy kilku atakach Małgorzaty Glinki-Mogentale nie miał zbyt wiele do powiedzenia i bynajmniej nie z powodu siły uderzenia. Końcową gonitwę zaczęła jednak Ana Bjelica asem na 22:22. Po tym dzieła zniszczenia dokonała właśnie Glinka-Mogentale obijając blok gości w niemal identyczny sposób dwa razy z rzędu. Za trzecim razem wysokim lobem powaliła na parkiet pół drużyny Impelu, a i tak punkt zdobyła. Było to ostatnie oczko w partii.
Pierwsze odsłona następnego seta toczyła się wedle podobnego scenariusza. Kolejny raz Chemik schodził na przerwę techniczną z wynikiem 8:6. Przyjezdne nie zamierzały odpuszczać. Po kilku udanych atakach, między innymi Agnieszki Kąkolewskiej ze środka było 10:10. Impel, jak tylko przyspieszał grę, bywał bardzo groźny. Frauke Diricxk wespół ze środkowymi czy też Maren Brinker na lewym skrzydle i Makare Wilson potrafiła gubić blok miejscowych. To Chemik jednak wciąż prowadził grę, bo po chwilach słabszej postawy i doścignięcia przez rywalki, momentalnie brał się do pracy i sam zdobywał kilka punktów z rzędu. W pewnym momencie dał o sobie znać świetny blok policzanek, najpierw dzięki Glince-Mogentale, a po chwili Agnieszce Bednarek-Kaszy. Mieliśmy więc znów prowadzenie trzema oczkami (16:13)..., z którego nie pozostało nic już po paru minutach. Omyłki w przyjęciu przy zagrywce Joanny Kaczor doprowadziły do stanu 16:18. Dla podopiecznych Cuccariniego to jednak nic. Następna piłka powędrowała na ręce Agaty Sawickiej i wszystko wróciło do normy. Tak się przynajmniej wydawało. Końcówka nie była jednak spokojna, a bardzo emocjonująca i ciekawa, bo na parkiecie po drugiej stronie siatki pojawiła się siostra Anny Werblińskiej - Bogumiła Pyziołek, którą kapitan Chemika utrafiła zagrywką na 23:22. Impel bronił się długo i dzielnie, chociaż nie tylko podbijał piłki, ale i pokazał jedną z najlepszych akcji meczu - niezwykle szybką kontrę, którą efektownym uderzeniem w czwarty metr boiska zakończyła Kąkolewska. Doświadczenie Glinki-Mogentale i jej skuteczność w najważniejszych momentach zaważyła, a kropę nad 'i' postawiła Bednarek-Kasza zagrywką. W trakcie trwania dziesięciominutowej przerwy przed trzecią partią, kibice gości mieli dość kwaśne miny, ale nadziei nie tracili: Przyjechaliśmy tu na dwa mecze i nawet jak Impel je przegra, we Wrocławiu to my zwyciężymy dwa razy i wrócimy tu po mistrzostwo! - mówił jeden z fanów ekipy 'zielonych'. Jak się okazało, w kolejnej partii ekipa z Dolnego Śląska miała wiele okazji do radości, bo ich zespół grał lepiej i skuteczniej przez większą część seta. Na placu gry od początku oglądaliśmy Bogumiłę Pyziołek, która jak człowiek-orkiestra miała za zadanie ustabilizować przyjęcie i dokładać szybką rękę w ataku. Robiła to zazwyczaj udanie, ale najbardziej przyczyniła się do wyjścia na wysokie prowadzenie gości zagrywką. Dopiero po pięciu uderzeniach zza końcowej linii, impas w zespole gospodyń przełamała Anna Werblińska atakiem w swoim stylu. Po chwili Katarzyna Mróz odrobiła dwa oczka zagrywką, by po chwili Brinker podtrzymała dystans kończącym atakiem na 14:18. Zbyt dużo niedokładności było w poczynaniach Chemika, by wierzyć w odwrócenie losów tego seta. W siatkówce nie takie jednak sytuacje miały miejsce. Wiedziały o tym jedne, jak i drugie... Kolejny więc raz większą odporność i doświadczenie w Chemiku zaważyło na końcowym sukcesie. Najpierw był punkt po challengu na 18:21, a później posypały się kolejne oczka. Nerwy w zespole gości nie pozwoliły dokładnie przyjmować, a to woda na młyn dla Ognjenovic i spółki. Mróz ze środka, a za chwilę blok Werblińskiej i skuteczny atak Bjelicy z rozegrania Sawickiej dały wynik 22:22. W kolejnej akcji aktywna Pyziołek pomyliła się w ataku z prawego o dobre kilka metrów i to był koniec marzeń Impelu o jakiejkolwiek zdobyczy w dniu dzisiejszym. Kolejne złe przyjęcia dały Chemikowi ostatnie punkty i wygraną 3:0. Radość, a właściwie duże poczucie ulgi po ostatnim secie były odczuwalne. Wygrana, mimo kłopotów, do zera to duży zastrzyk pewności siebie i optymizmu przez drugim meczem, który w Policach już jutro o godzinie 20.30.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: flora |