Podobno aby przerwać złą passę, taką jak spotkania bez wygranej - należy po prostu zwyciężyć. Prosta sprawa. Jednak istnieje inny sposób, który równie dobrze zadziałał w przypadku Victorii Przecław. Mianowicie złą passę przerwali... zakończeniem sezonu! Genialne w swej prostocie, chociaż wiadomo - oczekiwania zarówno kibiców jak i samych piłkarzy, były zgoła odmienne.
Jednak czas podsumowań sezonu jeszcze nastąpi, gdyż do startu kolejnych rozgrywek mamy sporo tygodni - dziś skupmy się na ostatnim spotkaniu, pomiędzy Victorią Przecław, a Okrętem Szczecin. Zawodnicy gości wyszli na to spotkanie kadrą węższą niż spodenki Gary'ego Lineker'a z pamiętnego incydenty kałowego z 1990 roku, w związku z czym na bramce po raz kolejny stanął niezbyt wysoki Kacper Kawala. Wyjściowe 4-4-2 z dwójką nominalnych napastników przez pierwszy kwadrans wyglądało dość przyjemnie, ale wystarczył jeden strzał z dystansu zawodnika Okrętu Szczecin i zrobiło się 1-0.
Kilkanaście minut po tej sytuacji, grający trener Victorii kiksuje w okolicy koła środkowego boiska i napastnik drużyny przeciwnej wykorzystuje sytuację sam na sam. Mamy już 2-0. Gdyby mecz był transmitowany w telewizji, to częśtotliwość zmiany wyniku można by pomylić z upływającymi minutami, zwłaszcza, że nie ma się co oszukiwać - na trzeźwo tej ligi nie ogląda się zbyt przyjemnie. Pod koniec pierwszej połowy podanie do boku do Pawła Jarmoszewicza, który niestety traci piłkę przy linii, a zawodnik Okrętu strzela trzecią bramkę dla swojego zespołu.
W drugiej połowie, pewnie z racji ostatniego meczu w sezonie, wyniku na tablicy oraz delikatnego przegrzania słonecznego - wychodzimy w końcu na murawę w ustawieniu 3-5-2 co trzeba przyznać - wygląda przez pewien czas obiecująco. Może jest to formacja do rozważenia na przyszły sezon, ale z drugiej strony na wahadłach potrzeba kilku szybkich gepardów, a w Victorii biegaczy szukać ze świecą. Parafrazując klasyk 'Jeżeli o skrzydłowych chodzi, to nie wróżę im żadnych rewelacji. Kaczka - to max, co może z nich być'. Pogoda i wąska kadra jednak dała się we znaki, bo po kilku chwilach drugiej połowy wyglądamy jak po 14 latach przyjmowania cracku. Efektem tego jest strzelona kolejna bramka przez rywali. Strzał z niczego, może nienajgroźniejszy, ale pamiętajmy, że między słupkami brakowało profesjonalnego bramkarza, Kacper był dziś bramkarzem z przymusu. Kilka minut później zawodnik Okrętu ucieka stoperom i strzał głową zamienia na bramkę numer 5, ustalając wynik spotkania. Przecławianie mieli swoje sytuacje. Nasz najlepszy strzelec Paweł nie wykorzystał sytuacji sam na sam, Adrian po ładnej indywidualnej akcji strzela poza światłem bramki, a piłka poszła jak przysłowiowy dzik w żołędzie. W ostatnich minutach meczu Malisz dostaje piłkę na około szóstego metra, choć nieco za plecy co utrudniło oddanie czystego strzału. Ponad poprzeczką. Tak się kończy mecz bez historii, który niejako jest dobrym podsumowaniem sezonu Przecławian.
źródło: własne
|
|